Przede wszystkim kulejący scenariusz. Sceny miłosne Marka i Mercii są niesamowicie mdłe, a że zajmują 1/3 filmu to ujemnie wpływa to na odbiór obrazu. Demoniczna Colbert, heroiczny March w peruce i eyelinerze (śmiałam się z tego przez cały film) i oszalały Laughton jako Neron. Nie wiem tylko skąd wzięli tę Landi, babka normalnie niszczy każdą scenę, w której się pojawia.